Czy jest coś takiego jak kino spod znaku slow? Tak. I pewnie są też setki definicji slow cinema, do których nie zamierzam dokładać swojej. Zamierzam za to w cyklu Sobotni Slow Seans zaprosić was na filmy, które mieszczą się w moim sposobie pojmowania slow cinema. Zawsze będą to filmy, które oglądałam wielokrotnie, a każdemu sensowi będzie towarzyszył motyw przewodni. Zapraszam na pierwszy seans pod tytułem „Piękne kadry” z dwoma filmami: Samotny mężczyzna oraz Szpieg.
Dlaczego akurat te dwa filmy? Mogłabym napisać, że łączy je grający w obu Colin Firth. Albo że główny bohater w obu przypadkach ma na imię George. I to wszystko prawda, ale nie dlatego je łączę w jednym artykule. Łączę je, bo mam takie widzimisię. Po prostu, gdy chcę nacieszyć oczy, oglądam jeden z tych filmów. Jest w nich także specyficzny analogowy urok. I o tym wszystkim wam opowiem.
Zdjęcia do ramki
Co tak cieszy moje oczy, gdy oglądam Samotnego mężczyznę i Szpiega? Wszystko: kostiumy, kolory, kompozycja kadrów. To gotowe albumy, z których naprawdę trudno wybrać najlepsze obrazy, a te, które dołączam do tekstu to zaledwie próbka całości wyselekcjonowana pod kątem tego, na czym się skupiłam podczas ostatniego oglądania.
Prawdopodobnie skupiając się na wybraniu zdjęć do ozdobienia ścian, wybrałabym inne kadry, bo takich gotowych obrazów jest w tych filmach wiele. Pewne jest także, że warto oglądać te filmy w wysokiej rozdzielczości i na dużym ekranie. Jeśli w kinie się nie uda, zadbajcie o rzutnik, a nie pożałujecie!
Analogowy urok
Lata 60. (Samotny mężczyzna) i 70. (Szpieg), czyli świat przedinternetowy. Czas, gdy istniały budki telefoniczne i ktoś faktycznie z nich korzystał. Gdy blaty biurek przykryte były papierowymi dokumentami, a nie rozłożonymi laptopami. Gdy studenci popalali siedząc na trawniku i rozmawiający ze sobą, zamiast wpatrywać się w ekrany telefonów.
Oba filmy mnożą takie właśnie obrazy, wywołując nostalgię za powolnością i cierpliwością, której wymagał tamten świat. I jeszcze odwagą do rozmowy. Bo aby cokolwiek załatwić – od umówienia się na drinka, po ujęcie podwójnego agenta – bohaterowie muszą zdobyć się na rozmowę z drugim człowiekiem. Żadne tam smsowanie, lajkowanie, czy elektroniczne zaczepki. Solidna rozmowa ze zdaniami złożonymi. Może być telefoniczna, o ile zastaniesz kogoś pod telefonem.
Kontakt z drugim człowiek jest sensem istnienia, a mówiąc słowami George’a Falconera: „Jedyne chwile, dla których warto żyć, to te rzadkie momenty, gdy jest się blisko z drugim człowiekiem.”
Życie toczące się w głowie
Pomiędzy codziennymi rytuałami jak poranna kawa, jazda samochodem do pracy (George Falconer, bohater Samotnego mężczyzny), czy pływanie (George Smiley, bohater Szpiega), jest czas na myślenie. To w głowie toczy się znaczna część życia: wspomnienia, skojarzenia, olśnienia. Colin Firth w Samotnym mężczyźnie pokazuje nam to bezpośrednio, prowadząc osobistą narrację. Smiley, grany przez Gary’ego Oldmana uosabia ten stan – nie mówi wiele, za to ze skrawków rzeczywistości, składa skomplikowany obraz zdarzeń; i tych budujących szpiegowską intrygę, i tych tworzących gęstą sieć powiązań psychologiczno-emocjonalnych między bohaterami.
Taki czas na spokojne, niezakłócone myślenie jest bezcenny. Zapewne łatwiej o niego w analogowym świecie, ale właśnie w tym naszym, cyfrowym jest na wagę złota. Za każdym razem, gdy obserwuję losy głównych bohaterów, przekonuję się, że to co i jak dostrzegamy, odczytujemy i zapamiętujemy, wpływa na naszą codzienność w chwili zdarzeń, ale i na długo potem.
W głowie siedzi zarówno wspomnienie chwili, gdy z ukochanym sadowicie się wygodnie na kanapie i czytacie – każdy swoją książkę, przeplatając tę czynność przekomarzaniem się, zmienianiem płyt w gramofonie i historiami o psie sikającym na nieznośne dziecko sąsiadów (Samotny mężczyzna), jak i przeczucie, że obraz lubiany przez waszą żonę kryje w sobie więcej niż tylko kilka barwnych plam (Szpieg).
Dostrzegaj drobiazgi
Nie ma w tych filmach fajerwerków. Jest powolna narracja. One mówią o innej epoce i jakby z niej są. Uczą zauważać drobiazgi: okrutną śmierć motyla, zapach sierści szczeniaka, rozsznurowane buty czy napis wygrawerowany na zapalniczce.
Właśnie te drobiazgi budują sens codzienności – nie zawsze miły i sympatyczny, ale wyjątkowy:
„Kilka razy w życiu miałem przebłysk absolutnej jasności, gdy na kilka sekund wszystko cichnie i bardziej czuję, niż wiem. Wszystko jest wyraziste. Świat jest świeży, jakby dopiero co powstał. Te chwile nigdy nie trwają długo. Trzymam się ich kurczowo, ale i tak przemijają. Żyję tymi chwilami – wciągają mnie z powrotem w teraźniejszość i uświadamiam sobie, że wszystko jest tak jak być powinno.”
Tak to pięknie ujmuje George Falconer z Samotnego mężczyzny. Nie sposób nie polubić.
Podobne posty – zainspiruj się!
- Sobotni Slow Seans nr 7: blokada twórcza vs. pisarze - 12 listopada 2020
- Sobotni Slow Seans nr 6 – Jak pisać, czyli dokumentalne opowieści o pisarkach - 1 maja 2020
- Uziemieni, udomowieni - 14 kwietnia 2020