Korzenie, pasja i powołanie. Najważniejsze motywy w trzech filmach w reżyserii Lassego Hallströma: Wbrew regułom, Czekolada, Kroniki portowe. Pod hasłem „małe wielkie życie” zapraszam na Sobotni Slow Seans nr 2.
Na przestrzeni trzech lat swoją premierę miały trzy filmy Lassego Hallströma: Wbrew regułom (Cider House Rules) 1999, Czekolada (Chocolat) 2000, Kroniki portowe (The Shipping News) 2001. Nieśpieszne kino, ludzkie.
Główni bohaterowie wiodą tytułowe małe wielkie życie – codzienność ich miażdży, zaskakuje, a później daje drugi oddech. Tragedie, traumy, dramaty znaczą przełomowe decyzje. I te decyzje są wielkie – wywracają życie do góry nogami, ale są też częścią codzienności. Mieszają się z przypadkowymi sąsiedzkimi spotkaniami, naprawą domu, smakiem placka z foczych płetw, jabłek i czekolady.
Korzenie
Agnis (grana przez Judi Dench) wyjaśnia swojemu bratankowi:
„Z wiekiem pojawia się ból, potrzeba…
Musisz coś zrozumieć. Jakbyś był fragmentem układanki.”
Do korzeni można wrócić – jak Quoyle (Kevin Spacey), bohater Kronik Portowych, za namową ciotki Agnis, wraca na Nową Fundlandię. Wraca, by odkryć, że część tych korzeni zgniła i swoją zgnilizną zaraziła dzień dzisiejszy. Aby jednak wiedzieć, które korzenie należy odciąć, trzeba poznać wszystkie, a to oznacza wysłuchanie bolesnych i szokujących historii o swoich przodkach.
Korzenie można też nosić ze sobą. Homer Wells (Tobey Maguire) – porzucony w sierocińcu – nie zna swoich korzeni naturalnych, a te, które otrzyma dzięki zaangażowaniu i miłości doktora Wilbura Larcha, wyrwie. I będą się one za nim ciągnąć, niczym sparaliżowane witki, czekając na podatny grunt. Wówczas odzyskają sprawność i zanurzą się w ziemi, by tam zatrzymać Homera.
Nieco inaczej sprawy wyglądają w przypadku Vianne Roche (Juliette Binoche). Bohaterka Czekolady także nosi ze sobą korzenie, ale pielęgnuje je. Prochy matki w gustownym naczyniu rozpakowuje w nowym domu od razu, a historię o przodkach opowiada córce na dobranoc, niczym bajkę. Jednak i dla niej te korzenie okażą się niewygodne – będzie musiała dojrzeć do tego, by niektóre uschły i zrobiły miejsce dla nowych.
Jakkolwiek poplątane, czy chore mogą być – korzenie trzeba poznać, zbadać, sugeruje Hallström. Dopiero – nomen omen – gruntowna wiedza o nich, pozwala zrozumieć nasze dziś.
Pasja
Homer Wells, bohater Wbrew regułom, pisze w liście do swojego opiekuna, doktora Larcha, odmawiając powrotu do sierocińca i objęcia obowiązków lekarza:
„Znalazłem swój sposób na życie. Lubię łowić homary i zbierać jabłka. Nigdy nie było mi tak dobrze. Zostanę tu, bo jestem potrzebny.”
Pasję warto mieć. Ale skąd? Odziedziczyć, odkryć, wzbudzić w sobie.
Czekoladowa pasja Vianne Rocher płynie w żyłach – odziedziczyła ją po ojcu: „George Rocher był młodym aptekarzem w Aulus-les-Bains. George był uczciwy, zamożny. Klienci w pełni mu ufali. Ale nie był szczęśliwy. Chciał robić w życiu coś więcej, niż tylko wydawać tran. Wiosną 1927 roku Towarzystwo Farmaceutyczne zorganizowało ekspedycję do Ameryki Środkowej celem zbadania leczniczych właściwości pewnych roślin. Georges zapalił się do pomysłu i pojechał. Ale jego przygoda przybrała nagle niespodziewany obrót. Pewnej nocy dostał do wypicia czyste kakao z odrobiną chili. Napój, który starożytni Majowie wykorzystywali w swych rytuałach. Majowie wierzyli, że kakao ma moc uwalniania skrytych pragnień i ukazywania losu.”
Vianne odziedziczyła wiarę w moc czekolady, wykształciła mistrzowskie wręcz umiejętności i z pasją dzieli się z innymi wiarą w moc czekolady. Można powiedzieć, że w poszukiwaniu pasji miała łatwy start. Quoyle nie. Nie dość, że od dziecka widział siebie przez pryzmat zawiedzionych oczekiwań ojca, to jeszcze padł ofiarą własnej żony – powtarzającej, że nic mu nie wychodzi, że jest nudziarzem. Chwila, w której Quoyle gotów jest stracić pracę, by doprowadzić do opublikowania swojej wersji artykułu w lokalnej gazecie, to chwila, gdy odkrywa swoją pasję. Do pisania, do poznawania świata, do dzielenia się swoim tego świata oglądem.
Jeszcze inaczej ma się Homer – poszukując pomysłu na siebie trafia do sadu i niejako wzbudza w sobie miłość do nowej profesji. Poznaje zasady zbioru jabłek, szybko się uczy, wchodzi w rytm życia tłoczni win, ściśle związany z porami roku. Oczywiście jest i miłość do kobiety, ale myślę, że samo poczucie bycia potrzebnym, robienia tego, co lubi, to dość, by zatrzymać go w tym miejscu.
Pasja nie musi być oczywista. Poszukiwanie jej w sobie może zająć więcej czasu niż byśmy chcieli, szczęśliwie jednak, jest wiele dróg, by ją odkryć lub wzbudzić – od znalezienia właściwego zajęcia, po trafienie na właściwych ludzi.
Powołanie
A gdyby poszukać jeszcze głębiej? Bo pasja, choć dla otoczenia widoczna od razu, nie musi być związana z naszym powołaniem. Ono siedzi gdzieś głębiej. Aby je odkryć musimy się uporać z korzeniami – odciąć, wyleczyć, zapuścić, ale też pozwolić sobie na życie z pasją właśnie. Gdy ona minie, wyczerpie się, zostanie powołanie, które rozumiem jako wewnętrzny przymus działania bez względu na własne chcenie lub nie. Jakie jest twoje powołanie?
***
Bonusem tych filmów jest ich aktualność. Nie tylko w wymiarze osobistym – można z nich czerpać, by się rozwijać. Są aktualne także dla nas dziś, w Polsce. Wszyscy dyskutujący o aborcji powinni obejrzeć Wbrew regułom. Dyskusji o fanatykach religijnych i imigrantach dobrze by zrobiło odniesienie do Czekolady. A chwalącym świętość rodziny – seans Kronik portowych.
Na ten Sobotni Slow Seans na pewno przydadzą się też chusteczki, bo sporo w nim wzruszeń. I to nie tych banalnych, łopatologicznych wyciskaczy łez, ale autentycznie poruszających momentów.
Tymczasem… dobranoc książęta Maine, królowie Nowej Anglii! 😉
Odwiedź mnie na Facebooku: facebook.com/SarnieZycie
Zajrzyj na Instagram: instagram.com/sarnie_zycie_blog
Podobne posty – zainspiruj się!
- Sobotni Slow Seans nr 7: blokada twórcza vs. pisarze - 12 listopada 2020
- Sobotni Slow Seans nr 6 – Jak pisać, czyli dokumentalne opowieści o pisarkach - 1 maja 2020
- Uziemieni, udomowieni - 14 kwietnia 2020