kawa idealna - kupiona bez opakowania

Idealna kawa – nieśpieszna, świadoma, naga. Jak to osiągnąć?

Pijam kawę codziennie: w domu, w pracy, w kawiarni. Dwa, trzy razy na dobę, pomiędzy wczesnym porankiem a późnym wieczorem. Pora nie ma dla mnie znaczenia. Mają je za to inne sprawy, jak choćby smak, sposób przygotowania, ale i to, czy po mojej kawie zostaną śmieci. Kawa w rytmie slow znaczy dla mnie nieco więcej niż sączenie z filiżanki. Zresztą, sami się przekonajcie, co dla mnie oznacza idealna kawa.

Wciąż mam w pamięci reklamę z Georgem Cloony’em, który delektuje się kawą Nespresso. Oczywiście wizja popijania kawy, którą raczył się George działa na wyobraźnię, na moją działa jednak również fakt, że jednorazowe kapsułki na kawę to opcja, która z wielu względów (ekologicznych, ekonomicznych, smakowych) stała się dla mnie przeszłością. Ekologicznych, bo kapsułki kawowe to w większości przypadków śmieć nie do przetworzenia.

Odkryłam wprawdzie ostatnio w pełni kompostowalne kapsułki, w dodatku z kawą fair trade. Ale wiecie co? To wciąż jednorazowe opakowanie, którego produkcja pochłania zasoby. Jednorazowa przyjemność i w dodatku niepełna, bo kawa jest uwięziona w kapsułce – jak to śmiało ujął mój znajomy: niczym seks z prezerwatywą. Bywa, że konieczny, ale – przynamniej ja żyję w tym przekonaniu – nie gdy jesteś w stałym, zaufanym związku. Z kawą jest tak samo. Ja i moja kawiarka tworzymy stały i udany związek. Nigdy mnie zawiodła. Tak samo jak odratowany ręczny młynek. W takim trójkącie można żyć i dzięki niemu rozsmakować się w kawie. Najpierw jednak trzeba tę kawę mieć. Tak więc po kolei.

Zakup kawy

Idealna kawa jest smaczna, kupowana w ziarnach – na wagę i bez opakowania, z certyfikatem fair trade. To się zapewne da pogodzić, choć ja wciąż szukam rozwiązania w pełni satysfakcjonującego. Ostatnie dwa zakupy zrobiłam bezśmieciowo – na wagę, do własnej puszki – w kawiarni Cophi. Ostatnio wybrałam „Słonie” – dość łagodną mieszankę arabiki i robusty. Mam jeszcze kilka innych opcji do sprawdzenia, więc póki co będę się trzymać tego miejsca. Zakupioną kawę można zmielić na miejscu, ale ja zabieram do domu całe ziarna i trzymam w szczelnej puszce, żeby dłużej zachowały świeżość.

Przeszliśmy od kupowania pakowanej kawy mielonej, przez kawę ziarnistą w opakowaniu, do kupowania kawy bez opakowania, na wagę. To duża zmiana, więc wyobraźcie sobie, że bez względu na to, czy zaczynacie od kapsułek, czy od kawy rozpuszczalnej, zmiana jest w waszym zasięgu!

Parzenie kawy

Po uratowaniu ręcznego młynka, mielimy kawę tylko w nim. Każdorazowo tyle, ile akurat zamierzamy wykorzystać. Do parzenia używam albo klasycznej włoskiej kawiarki albo french pressa. W przypadku tej pierwszej, stosuję się do zasad pokazanych w tym tutorialu Agnieszki Rojewskiej.

Taką kawę lubię. Jest mocna, gorąca, a sam proces przygotowania pomaga mi się wyciszyć, uspokoić – bonus związany z faktem, że ręczne mielenie wymaga nieco siły i czasu.

idealna kawa - mielona w ręcznym młynku idealna kawa z kawiarki

O ile w domu nigdy nie skusiliśmy się na kapsułki, o tyle w pracy kiedyś była taki ekspres. Teraz kapsułki poszły w odstawkę również tam. W biurowej kuchni mamy ekspres z młynkiem (kolejny bonus, który łatwo przeoczyć, bo jest częścią codzienności). Kawa z niego jest lepsza, świeższa i – przynajmniej mnie – jej przygotowanie daje więcej radości. Zapach świeżo mielonych ziaren napędza i daje kopa do pracy jeszcze przed pierwszym łykiem. Ponieważ często jestem w biurze pierwsza, przypada mi w udziale włączanie maszyny. Sprzęt szumi sobie, zaczepia mnie komunikatami na wyświetlaczu. Z nim też się zaprzyjaźniłam.

Parzenie kawy to jednak bardzo indywidualna sprawa. Na Facebooku pięknie opisała swój kawowy rytuał Ola:

„Najpierw woda, czekam aż zacznie wrzeć, potem kawa, potem już jak mnie fantazja poniesie przyprawy – cynamon, chwilka bulkania, kardamon, goździki, chwilka bulkania i uwaga…. mikroskopijna szczypta soli (!). Czekam aż fusy opadną albo odcedzam, czasem dodaję też odrobinę miodu już prosto do kubeczka. Wariacje przyprawowe mogą być przeróżne, nawet takie mniej oczywiste jak np. gałka muszkatołowa. Garnuszek emaliowy albo szklany, ostatecznie może być zwykły metalowy, choć ponoć przyprawy, zioła, kawę itp. lepiej gotować nie w metalowym.”

Peeling kawowy

W domu i w pracy moje kawowanie pozostawia minimalną ilość odpadów – żadnych jednorazowych kapsułek, papierowych filtrów. Jedynie opakowanie po kawie (w pracy, w domu już nie) i fusy. Tych ostatnich używam do przygotowania domowego peelingu.

Stawiam na ten najprostszy, czyli kawę wymieszaną z oliwą. Jeśli macie ochotę na nieco większe urozmaicenie, na pewno traficie na przepisy z cukrem trzcinowym, cynamonem, nawet jogurtem.

Kawa na mieście

To kiedyś był spory problem. Kupowałam kawę na wynos i nie zastanawiałam się nad ilością śmieci powstających przy zamawianiu do papierowych kubeczków, słodzeniu z pojedynczych torebeczek albo mieszaniu plastikową szpatułką. To się zmieniło już dawno, choć byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała, że nie zdarzają mi się wpadki – pierwsza i ostania w grudniu w drodze na święta. Świąteczny kubek z Orlenu wprawdzie przerobiłam na ozdobę, ale przecież nie o to chodzi, tylko o to, aby tego jednorazowego kubka w ogóle nie wykorzystywać.

Gdy pijam kawę na mieście, decyduję się na to, gdy mogę ją wypić na miejscu. Nie biorę na wynos z dwóch powodów: 1. Nie chce mi się nosić kubka na wszelki wypadek, 2. Gdy już gdzieś jestem, chcę się nacieszyć także miejscem: wystrojem, atmosferą.

Wciąż jednak opadają mi ręce, gdy widzę kawę w papierowych kubkach podawaną na miejscu i cukier w pojedynczych porcjach. Gorzej nawet, gdy obsługa nie uprzedza, że kawa jest tak właśnie podawana. Nauczyłam się o to dopytywać, a gdy okazuje się, że nie ma innej opcji – rezygnuję.

Korzystam też z aplikacji Rebel Coffee, dzięki czemu kawa na mieście jest tańsza. Można też dzięki temu odkryć wiele nowych miejsc serwujących kawowe pyszności.

idealna kawa - wypijana na miejscu w kawiarni
Kawa i książka

To nie jest przypadek, że Instagram roi się od zdjęć pokazujących ten zacny duet. Po prostu pasują do siebie i już 🙂 Szykując ten post, trafiłam w swoich Kindle’owych notatkach na zaznaczone fragmenty „Hen” Ilony Wiśniewskiej i układają się w taką piękną opowieść z kawą w tle. Trochę smutną, ale uroczo przesyconą powolnością:

„Pierwszy raz rozmawialiśmy w Tromsø, w kawiarni Hansens, do której Ibert chodzi codziennie przed południem z gazetą zaczytać samotność pośród obcych ludzi. (…) Ibert Amundsen ma swój stolik przy oknie, swoją ulubioną dziewczynę za kontuarem i ceremoniał picia kawy rozciągnięty na kilka godzin. Typowa kawa tutaj to mocna i czarna. Trzyma się ją w termosie i podaje w białej wąskiej filiżance. Zazwyczaj kosztuje albo dwadzieścia koron, a dolewka połowę, albo wcale. Ibert dostaje gratis, bo dopełnia zawsze tylko dwie trzecie. W kawie zanurza kostki brązowego cukru, a wzrok w gazecie albo rozmówcy.”

Moja idealna kawa

idealna kawa - nieśpieszna, świadoma, nagaNieśpieszna –> mam czas, by ją przygotować według swoich preferencji, cieszyć się zapachem świeżo zmielonych ziaren, wypić z ulubionego kubka lub cieszyć się atmosferą kawiarni. Samotnie albo w dobrym towarzystwie, z książką.

Świadoma –> wiem, jaki produkt kupuję, wiem, że mogę szukać kawy fair trade, wybieram opcję z minimalnym negatywnym wpływem na środowisko.

Naga –> bez opakowania, kupowana na wagę, bez jednorazowych kapsułek, kubków, saszetek na cukier i szpatułek.

>>> A jaka jest Twoja idealna kawa?

Podobne posty – zainspiruj się!

Przyjemność bez efektu latte – jak oszczędzać i żyć uważniej

Mniej śmieci w domu (część I) – 3 produkty, które łatwo kupić w stylu zero waste

Agata Szczotka-Sarna