Jak być szczęśliwym? Odpowiedzi szukam w dwóch książkach: jednej angielskiej, drugiej hiszpańskiej. Na warsztat biorę dwie lektury: “Jak być szczęśliwym (albo chociaż mniej smutnym)” Lee Crutchleya i “Morze pomysłów na bezmiar szczęścia”, sygnowane przez firmę Mr. Wonderful.
Moja antystresowa kolorowanka twierdzi, że niebieski to kolor symbolizujący wodę. Dzięki bliskim mi anglojęzycznym skojarzeniom, widzę w niebieskim smutek. Wikipedia zaś przypomina, że początkowo w języku polskim „niebieski” oznaczało „przynależny do nieba”. I tym ostatnim tropem zdają się kroczyć wydawcy poradników o tym jak być szczęśliwym.
Po co mi książki o tym jak być szczęśliwym?
Ano po to, żeby poczuć się lepiej. W ostatnich miesiącach wpadłam w wielką, czarną dziurę i właściwie każdy sposób, aby wpuścić do niej trochę światła wydawał się dobry. A ponieważ większość pomysłów, jakie przychodziły mi do głowy, wiązała się z wychodzeniem z domu albo aktywnością, na którą nie tylko nie miałam siły, ale i pozwolenia lekarzy, skupiłam się na tym, co i tak lubię (czytanie). Sięgnęłam po dwie książki, których tytuły przewijały się tu i ówdzie w kontekście szczęścia i radości, a teraz dzielę się wrażeniami z lektury.
Jak być szczęśliwym radzi Anglik w depresji
Nic mnie tak dobrze nie przekonuje do poradnika jak wstęp autorstwa Olivera Burkemana. To jeden z moich ulubionych autorów brytyjskiego Guardiana, a jego felietony z cyklu “This column will change your life” przez długi czas były stałym punktem na mojej czytelniczej liście. Ucieszyłam się więc widząc wstęp jego autorstwa, a w nim takie oto perełki:
“Problem z większością porad dotyczących szczęścia polega na tym, że to głupoty – czyste, niczym nieskażone bzdury. (…) Kolejny kłopot jest taki, że porady, które naprawdę działają, brzmią tak, jakby nie były nic warte. (…) Najlepsze jest to, że ‘Jak być szczęśliwym’ nie jest książką z poradami, jak być szczęśliwym.”
To połączenie szczerości z lekkim przymrużeniem oka bardzo do mnie przemawia i sprawia, że jakoś bardziej wierzę temu, co czeka mnie na kolejnych stronach. A znajduję tam masę ćwiczeń z kategorii rozwój osobisty. Wiele z nich znam, ale chętnie wracam w chwilach trudnych decyzji albo emocji, choć czasami odpowiedzi są przytłaczające. Bo rezultat ćwiczenia “wyobraź sobie, co najgorszego może się wydarzyć, jeśli zrobisz to lub tamto?” bywa miażdżący – albo jest to coś naprawdę przerażającego i trzeba działać od razu, albo tak błahego, że zastanawiamy się, dlaczego w ogóle się tym tak długo zamartwialiśmy.
Dla równowagi można – za namową Lee Crutchleya – zrobić listę codziennych rzeczy, które sprawiają nam przyjemność, uświadomić sobie, na co mamy wpływ i z tymi motywami pracować, spisać rzeczy, które zawsze chcieliśmy zrobić i… spróbować je zrobić.
Wszystko to wygląda banalnie, jednak w myśl tego, co zapowiadał w przedmowie Burkeman – działa. Proste rzeczy działają najlepiej. Tak więc prostota i przejrzyste ćwiczenia, których wyniki możemy zanotować na kartkach książki-notatnika – to zalety tej publikacji.
Akceptacja smutku – warunek konieczny szczęścia
Największym jednak plusem książki są impresje – krótkie tematyczne notatki zawarte na czarnych stronach. Jest ich tylko osiem, ale mam wrażenie, że to tam mieszczą się emocje i doświadczenia – osobiste, prawdziwe – którymi autor potwierdza skuteczność ćwiczeń zawartych w książce. Właśnie w tych impresjach znalazłam cytaty, które podczas pobytu w czarnej dziurze były niczym promyk słońca:
“Depresja ogranicza twoją zdolność planowania przyszłości. Nie tylko takiej przyszłości, w której czujesz się szczęśliwy, ale też takiej, która pozwala ci wstać z łóżka. Ja zauważyłem, że kiedy nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości, pomaga mi zerknięcie w przeszłość. Wiem, że już kiedyś tak się czułem i że udało mi się przetrwać. Nie czuję się dzięki temu lepiej, ale przypominam sobie, że to nie będzie trwać wiecznie. A o tym naprawdę warto pamiętać.
“Przyzwyczailiśmy się do myśli, że zawsze powinniśmy być szczęśliwi, a jeśli nie jesteśmy, ponieśliśmy klęskę. (…) jednak uciekanie przed smutkiem nie zawsze czyni człowieka szczęśliwym. Smutek często pojawia się jako tęsknota za minioną radością. Ograniczając swoje ‘szanse na smutek’, ograniczasz swoje szanse na radość. (…) Im szybciej zrozumiesz, że nie uda ci się ochronić przed smutkiem, tym szybciej przestaniesz chronić się przed radością.”
Lee Crutchley stawia sprawę jasno – może po skorzystaniu z tej książki nie będziesz rzygać tęczą na prawo i lewo, ale jest szansa, że wydobędziesz z czarnej dziury smutku choćby. W dodatku – co mi akurat bardzo odpowiada – wiadomo, że chociaż ćwiczenia są w każdym egzemplarzu takie same, treść poszczególnych stron będzie zindywidualizowana. Nie wszystkie propozycje mi odpowiadają i… nie muszą! Chodzi o to, żeby te, które do mnie przemawiają, pomogły mi w szukaniu szczęścia poprzez tworzenie pozytywnych kotwic – wspomnień, skojarzeń, planów.
Jak być szczęśliwym radzi Mr. Wonderful
Z książką Mr. Wonderful sprawy mają się nieco inaczej. Publikacja jest podpisana tak, jak marka stworzona przez parę grafików. Javi i Angi to twórcze małżeństwo, które kilka lat temu otworzyło studio oferujące proste, estetyczne wzory. Głównym zadaniem produktów Mr. Wonderful jest zaszczepienie optymizmu w codzienności. Są notesy, naklejki, drobne gadżety. Wszystko to ubrane w pastelowe kolory, przyjazne czcionki i zdjęcia rodem z Instagrama. Jest tak słodko i uroczo, że aż nudno.
Jak być szczęśliwym – hiszpańska recepta w spisie treści
“Morze pomysłów na bezmiar szczęścia” to książka-album. Jeśli szukasz konkretnych wskazówek, za całość wystarczy spis treści. Pozostałe strony są bowiem rozwinięciem tych dziesięciu punktów. I owszem, miło tam zajrzeć od czasu do czasu po motywujący slogan i sympatyczny obrazek albo żeby skorzystać z jednej z kolorowych naklejek i wpuścić barwy do swojego notatnika lub kalendarza, ale na tym właściwie koniec. To morze jest na tyle słodkie, że trzeba je sobie dawkować ostrożnie.
Przepis na bestseller o tym jak być szczęśliwym
Jako się rzekło, jest i przepis na bestseller o szczęściu. Nie wiem, czy skuteczny, ale na podstawie dwóch powyższych książek i ich sukcesu w różnych krajach, wnoszę, że może zadziałać.
Oto, czego potrzebujesz:
- Niebieska okładka.
- Kilka dobrych ćwiczeń z miejscem do notowania.
- Opis własnych doświadczeń związanych z poszukiwaniem szczęścia.
- Schematyczne obrazki, które pokazują jak z czarnej dziury smutku rozwija się dywan do szczęścia.
- Ładne fotki (najlepiej własne, ale świat się nie zawali, jeśli wykorzystasz stockowe, przynajmniej tak wynika z listy ilustracji użytych w książce Mr. Wonderful).
- Zestaw mądrych sentencji – dobrze, aby choć kilka można było podpisać nazwiskami znanych pisarzy i myślicieli.
- Czcionki mieszczące się w kategorii sympatyczne, milusie, słodkie, przyjemne dla oka.
- Przedmowa kogoś znanego.
I tak oto, nieco bliższa stanu szczęścia (bardziej dzięki narodzinom córki, niż zawartości książek 😉 ), wracam do blogowania.
Podobne posty – zainspiruj się!
Zrób sobie dobrze – 35 przyjemności (drobnych, tanich i nie wymagających wysiłku)
- Sobotni Slow Seans nr 7: blokada twórcza vs. pisarze - 12 listopada 2020
- Sobotni Slow Seans nr 6 – Jak pisać, czyli dokumentalne opowieści o pisarkach - 1 maja 2020
- Uziemieni, udomowieni - 14 kwietnia 2020