Przed siebie – rozmowa z Kasią z bloga „Droga do minimalizmu”

Kasia była jedną z pierwszych osób, które regularnie zaglądały na mojego bloga i dawały znać, że są, że czytają. Jej obecność – choćby pod postacią lajka na Facebooku lub krótkiego komentarza – nieraz mnie motywowała. Za to blog Kasi jest pierwszym w polskiej blogosferze obejmującej tematykę minimalizmu i slow life, z którego autorką mogę się identyfikować. Gdy czytam jej posty, mam wrażenie, że Kasia jest na podobnym etapie życia. Pewnie gdyby nie to wszystko, nie odważyłabym się zaprosić Kasi do siebie. Ale zrobiłam to, a ona – ku mojej radości – zgodziła się. Pretekstem do rozmowy były drugie urodziny bloga „Droga do minimalizmu”. Pierwszy post gościnny na moim blogu to nasza krótka, acz bogata w treść rozmowa. Zapraszam do lektury i odwiedzenia bloga Kasi.

Agata | Sarnie Życie: Świętując drugą rocznicę prowadzenia bloga, wspomniałaś, że czujesz przesyt tematem minimalizmu. Brzmi to paradoksalnie, bo jednak minimalizm i przesyt jakoś nie idą w parze, ale zapewne takie poczucie nie bierze się znikąd… jak sądzisz, czy to po prostu zamknięcie pewnego etapu, z którego pójdziesz dalej w swoim minimalizmie? Skojarzyło mi się to z – moim zdaniem nieco niefortunnym, ale chyba pasującym – sformułowaniem „minimalizm dla zaawansowanych” z książki Anny Mularczyk. Czy czujesz, że oczyściłaś i uporządkowałaś juz przestrzeń i czas na coś nowego? Czy przesyt minimalizmem oznacza przesyt jakąś jego postacią, czy tematem w ogóle?

Kasia | Droga do minimalizmu: Pisząc o przesycie miałam na myśli to, że w ostatnim czasie minimalizm jest wszędzie. Jako że nigdy nie ulegałam modzie i lubiłam iść pod prąd, ta moda na minimalizm z jednej strony mnie cieszy (bo mam nadzieję, że większa świadomość społeczna uruchomi proces zmian), a z drugiej – trochę męczy właśnie nadmiarem. Wszyscy oczyszczają przestrzeń, wszyscy czytają właśnie wydane książki na ten temat, wydaje się nawet, że wszyscy o tym piszą. Być może to zmęczenie tematem wynika też z tego, że rzeczywiście mam za sobą etap wielkich porządków w domu, zmianę nawyków zakupowych i oczekiwań wobec siebie. Być może – tak jak sugerujesz – czas na coś nowego, ale nadal w duchu minimalizmu.

Agata: Wspomniałaś też, że tytuł Twojego bloga wydaje Ci się ograniczający. Ja go akurat lubię, bo – podobnie jak „Becoming Minimalist” Joshuy Beckera – pokazuje jakiś proces, podkreśla fakt, że nie da się go zamknąć i że można zmienić w trakcie siebie lub kierunek podążania. Jak się rozwijała Twoja droga? Jakie rozstaje dróg napotkałaś podczas tych dwóch lat? A może były też jakieś ślepe uliczki? W jakie odnogi tej głównej drogi chcesz się teraz zapuścić?

Kasia: Nadal uważam, że minimalizm to droga, do tego nigdy się nie kończąca. Są pewne aspekty, które chciałabym uprościć, ale wiem, że jeszcze na to nie czas. Na początku tej „drogi” bywało, że działałam zbyt szybko, zbyt impulsywnie, ale nigdy nie żałowałam, że czegoś się pozbyłam. Dzięki temu, że dobrze przyjrzałam się sobie i swoim oczekiwaniom wiem, czego potrzebuję, a bez czego mogę się obejść i zawsze tego klucza trzymam się, robiąc porządki.

Takim moim ideałem – „końcem drogi” – jest moment, kiedy wszystko, co posiadam, zmieści się w jednej walizce. Wiem jednak, że to jeszcze nie ten czas, by do tego dążyć za wszelką cenę. Jestem pewna, że za jakiś czas to nastąpi.

Agata: Bardzo bliski jest mi temat nawyków. Ty w ciągu dwóch lat przeżyłaś wiele dużych zmian, w tym przeprowadzkę, założenie firmy. Czy jakieś nawyki nabyte na „Drodze do minimalizmu” Ci szczególnie pomogły przejść przez te zmiany? Czy te życiowe rewolucje wpłynęły na Twoje rozumienie minimalizmu i slow life? Wspomniałaś na Facebooku o specyficznej sytuacji z gromadzeniem dziecięcych wytworów plastycznych. Jakie inne sytuacje wymagały/wymagają takich decyzji ‚z marszu’ – co wtedy robisz? 

Kasia: Na pewno uproszczenie życia i pozbycie się niepotrzebnych rzeczy ułatwiło przeprowadzkę. Mimo że wydawało nam się, że mamy niewiele, to i tak musieliśmy wynająć bagażówkę, by przewieźć te wszystkie kartony. Na szczęście nie musieliśmy zagracać nowego domu, ograniczyliśmy liczbę mebli, kupiliśmy tylko to, co rzeczywiście było nam potrzebne. Gdyby nie minimalistyczne podejście do życia nasz dom byłby pewnie dwa razy większy z mnóstwem szaf, komód i schowków. Wiedząc, że wolimy „mniej” mieszkamy w prawie stumetrowym domku pełnym przestrzeni.

kasia2

Życie jest dynamiczne i ciągle trzeba się dostosować do nowych sytuacji. Bałam się, że zyskując więcej przestrzeni zaczniemy ją bezmyślnie zagracać. Nic takiego na szczęście się nie dzieje, po prostu wypracowane nawyki tak bardzo w nas się zakorzeniły, że prostota stała się naszym stylem życia. Nie chcę gromadzić zbyt wielu sentymentalnych przedmiotów, bo wiem, ile pracy i emocji kosztowały mnie porządki w pudłach z napisem „pamiątki”.

Wiadomo, pierwszy samodzielny rysunek dziecka to niesamowite przeżycie, jednak wolałabym zatrzymać w sobie to uczucie radości i dumy niż gromadzić coś, co z czasem przestanie cokolwiek znaczyć.

Agata: Zauważyłam, że w blogowaniu bardzo pomaga czytanie. U mnie to wciąż są książki, dlatego niczym mały łakomczuch chwytam się różnych ciekawych tytułów. Gdybyś miała wskazać swoje trzy książki:
– jedną, która pomogła Ci na początku drogi
– jedną, która nie ma nic wspólnego z minimalizmem, ale ją polecasz (dlaczego?)
– jedną z ostatnio przeczytanych

Kasia: Na początku drogi „do minimalizmu” czytałam głównie blogi. Leo Babauta, Joshua Becker, panowie z The Minimalists. To głównie te zagraniczne blogi natchnęły mnie do zmian, polskie poznałam już dużo później.

Na pewno duże wrażenie zrobił na mnie „Minimalizm dla zaawansowanych” Anny Mularczyk-Meyer, bo pojawił się w momencie, kiedy – jak bohaterki tej książki – przestałam skupiać się na minimalizowaniu stanu posiadania i zaczęłam upraszczać swoje życie na poziomie emocjonalnym. Po tej lekturze stwierdziłam, że rzeczywiście jeszcze daleka droga przede mną.

Jedną z najlepszych książek, jakie przeczytałam w 2016 roku była „Nowy Jork. Od Mannahtty do Ground Zero” Magdaleny Rittenhouse. Czytam ją właśnie drugi raz, bo uwielbiam Nowy Jork, jego historię i tajemnice, a właśnie to odkrywa przed czytelnikami autorka. Książka jest naszpikowana ciekawostkami, odsyła do nieznanych wcześniej miejsc i świetnie pokazuje, co takiego wpłynęło na rozwój tego wyjątkowego miasta.

Ostatnio przeczytałam książkę „Włosi” Johna Hoopera i szczerze żałowałam, że się skończyła. Dzięki niej w końcu dowiedziałam się, dlaczego Włosi z Północy i ci z Południa tak od siebie się różnią, jak to naprawdę jest z tymi włoskimi rodzinnymi więzami i mafijnymi ciągotami.

Agata: Dziękuję za rozmowę. Było miło gościć Cię na Sarnim Życiu.

Zdjęcia pochodzą z profilu Kasi na Instagramie – drogadominimalizmu (klik)
Blog Kasi – Droga do minimalizmu (klik)

Podobne posty – zainspiruj się!

Lektury minimalistki

Jak kupować książki – tanio, kameralnie czy na własnych zasadach?

Agata Szczotka-Sarna