Cyfrowy detoks to odpowiedź na przebodźcowanie wywołane natłokiem obrazów, tekstów, szczególnie w internecie.
Nie uciekniemy od bycia konsumentami. Bo nie chodzi tylko o to, jak robimy zakupy – to zaledwie jeden z elementów bycia konsumentem. W szerszej perspektywie chodzi o to, jak konsumujemy nasze życie: czas, talenty, zasoby. To nasza decyzja, choć oczywiście otoczenie wpływa na nasze zachowania. Potrzeba bycia na czasie i w temacie prowadzi do przebodźcowania. Jednak ze strumienia informacji można się wynurzyć i wyjść na ląd o nazwie „cyfrowy detoks”.
Cyfrowy detoks jako remedium na ekstremalne przebodźcowanie
W wynikach badania „Konsument 2016” zorganizowanego przez Polskie Towarzystwo Badaczy Rynku i Opinii, pojawia się taki oto wniosek: „Jesteśmy zmęczeni nieprzewidywalnością i nieogarnialnością świata”. Wszystkiego jest dużo. Za dużo. Szczególnie w internecie.
Intencje – jak to bywa u źródła kłopotów – są dobre. 82% badanych (umówmy się – 82% z nas) „lubi być stale na bieżąco w sprawach, które są ważne dla nas i naszego otoczenia”. Też lubię. Rzecz tylko w tym, że być na bieżąco najczęściej oznacza być w sieci, żyć w sieci, bo, podkreśla Agnieszka Warzybok:
„Każda część naszego życia zanurzona jest w strumieniu. To tam zawieramy i podtrzymujemy znajomości (np. Facebook, Tinder), opowiadamy o sobie (np. Instagram, Snapchat), zdobywamy pracę (np. Linkedin), dzielimy się̨ wiadomościami i opiniami (np. Tweeter, Zamato), czy dobrami kultury (Netfix, Spotify).”
No i z dobrych intencji rodzi się spory problem: 65% z nas jest zawsze dostępnych w sieci lub pod telefonem, a w efekcie 42% Polaków ma poczucie zalewu danych, bombardowania informacją.
Nic dziwnego, że coraz więcej osób wychyla głowę ze strumienia informacji i bodźców, wołając o ratunek. Jednak sposoby radzenia sobie ze skrajnością również bywają skrajne. W tej wersji ucieczka od nadmiaru cyfrowych bodźców może przybierać takie formy, jak: całkowite wyłączenie internetu, pozbycie się zaawansowanych sprzętów od smartfonów poczynając, wyruszanie do bliższych i dalszych miejsc odosobnienia jak klasztory.
Zakładając jednak, że wspomniana potrzeba bycia na bieżąco w ważnych dla nas sprawach (aż 82% z nas!), pozostaje aktualna, można pomyśleć o nieco mniej ekstremalnych, a jednak skutecznych metodach na detoks.
Wybierz cyfrowy detoks dla siebie
Jak pisze Katarzyna Gawlik, w dążeniu do detoksu:
„Szukamy spokoju w tym, co bliskie, znane, zrozumiałe. Uciekamy od nadmiaru bodźców i od cywilizacji. (…) Zagłębiamy się w siebie, szukając harmonii, spokoju i bezpieczeństwa. Doceniamy lokalność, preferując to co „swoje”. Coraz częściej zwracamy uwagę na to, że w globalnym świecie jesteśmy zakorzenieni w określonym miejscu, które daje nam poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa.”
Zamiast więc miotać się między pełnym zanurzeniem w strumieniu informacji a całkowitą potrzebą ucieczki od świata, warto zbliżyć się do środka skali – trochę mniej bodźców internetowych, trochę więcej czasu poświęconego na odtrucie organizmu.
Cyfrowy detoks – sposoby na zminimalizowanie ilości bodźców internetowych
Jeśli masz dzieci, być może zdarzyło ci się tłumaczyć im, dlaczego mogą grać na tablecie tylko w określone dni lub przez określony czas. A jakie zasady stosujesz w odniesieniu do siebie? Oto proste do zastosowania propozycje – nie na całkowite odcięcie się, ale na ograniczenie bodźców:
- Odinstaluj z telefonu aplikacje społecznościowe
U siebie zostawiłam tylko Instagram, a Facebooka, Pages Managera i Messengera – odinstalowałam. Z innych nie korzystam. Nie dostaję powiadomień, a żeby tam wejść muszę korzystać z przeglądarki. W rezultacie robię to rzadziej.
- Nie wykupuj pakietu internetowego na smartfona
W wielu miejscach już jest Wi-Fi, ale nie we wszystkich, więc jest to prosta i w dodatku oszczędna forma zminimalizowania ilości bodźców internetowych. Bez dostępu po prostu nie wejdziesz do internetu, a tam gdzie jest Wi-Fi możesz korzystać, choć – jak się przekonasz – z czasem okaże się, że wcale nie musisz.
- Ustal limit prywatnego czasu ekranowego
Podkreślam, że prywatnego, bo rozumiem, że wiele osób (też tak mam) pracuje przy komputerze. Ale to z założenia powinien być czas przeznaczony na pracę, choćby odbywała się ona w trybie home office. Ten bardziej prywatny czas ekranowy, to na przykład: oglądanie „Długiej Nocy” (świetna!), pisanie maili do przyjaciół, obrabianie zdjęć rodzinnych, albo gra w czołgi (to nie ja, to mój mąż).
Limit powinien też być budżetowany od zera, nie zaś dostosowany do czasu, jaki obecnie spędzasz przed ekranami. Zgodnie bowiem ze wskazówkami Grega McKeowna: „w budżetowaniu od zera nie ma odniesienia do poprzedniego budżetu. Inaczej mówiąc, każda pozycja musi mieć solidne uzasadnienie.”
Więcej spokoju i harmonii
Te drobne zmiany mogą zniwelować uczucie przytłoczenia ilością informacji. Nie zastąpią jednak drugiej części cyfrowego detoksu – aktywności wnoszących spokój, harmonię, poczucie bezpieczeństwa, jak choćby:
- Solidna dawka niezakłóconego snu
- Ćwiczenia fizyczne
- Gotowanie i spożywanie posiłków z bliskimi
- Obcowanie z naturą
- Relaks z książką, kolorowanką, muzyką
- Prowadzenie dziennika (więcej na ten temat tu – klik)
Dane i cytaty pochodzą z dwóch prezentacji znalezionych na stronie badania „Konsument 2016”
Agnieszka Warzybok, „Ekstremalność”
Katarzyna Gawlik, „Detox”
Podobne posty – zainspiruj się!
Kolorowanki dla dorosłych – spokój i uważność czy strata czasu i zbędny wydatek?
Poranny rytuał na lepszy początek dnia – 3 podpowiedzi ze świata
- Sobotni Slow Seans nr 7: blokada twórcza vs. pisarze - 12 listopada 2020
- Sobotni Slow Seans nr 6 – Jak pisać, czyli dokumentalne opowieści o pisarkach - 1 maja 2020
- Uziemieni, udomowieni - 14 kwietnia 2020