efekt latte znika dzięki kawie w domu

Efekt latte – czy także Tobie utrudnia osiągnięcie wolności finansowej?

Dzięki świadomości istnienia efektu latte, przytomniej spoglądam na wiele drobnych wydatków, odkryłam nowe wymiary minimalizmu i mam swój sposób na cieszenie się kawą w kawiarni. 

Możliwe, że jak tylko dowiesz się, czym jest efekt latte, poczujesz niechęć do kawy. Nie rób sobie tego. Znajdź swój sposób na ten fenomen.

Efekt latte – co to takiego?

Kiedy zainteresowałam się minimalizmem i ideą prostszego życia, zaczęłam czytać blogi poświęcone tym zagadnieniom. Odkryłam, że wiele z nich powstało, bo autorzy chcieli podzielić się sposobami na zmniejszenie wydatków, zapanowanie nad budżetem, wyjście z długów. Dziś rozumiem, dlaczego dążenie do wolności finansowej to tak ważny proces, wtedy jednak skupiałam się po prostu na sprawdzaniu metod prezentowanych na blogach.

Tak trafiłam na efekt latte (latte factor) – zjawisko polegające na tym, że drobne, ale częste wydatki sumują się tworząc niespostrzeżenie znaczącą wyrwę w osobistych finansach. Ofiarą terminu ukutego przez Davida Bacha padła właśnie kawa jako symbol niewinnej przyjemności lub nawyku, który powtarzany każdego dnia, wymiata z portfela znaczące kwoty. Może to być właśnie kawa z przyjaciółką, ale mogą być i frytki z okienka (naprawdę zastanawiam się, czy Bach nie mógł nazwać tego efektem frytek?).

Sprawdź, czy podlegasz efektowi latte

Z zapałem neofitki przystąpiłam do policzenia, ile wydaję na kawę w kawiarniach. Wynik nie wydawał mi się dramatyczny, ale pokazał, że efekt latte, połączony z efektem ciastka i efektem drukowanych czasopism, składa się na obraz, który do tej pory widziałam jedynie fragmentarycznie. Rezultat był taki, że wprawdzie nadal wpadałam na kawę, ale teraz każda filiżanka wiązała się z natrętnymi myślami: czy to niezbędne?, zastanów się ile wydajesz na kawę, minimalizuj, minimalizuj, minimalizuj. Drobna radość stała się niemałym koszmarem.

Efekt latte pustoszy nie tylko portfel

Wzięłam więc oddech, przygotowałam sobie kawę i postawiłam przemyśleć, skąd te wyrzuty sumienia i irytacja, której przedtem nie doświadczałam? Nie mogło przecież chodzić tylko o efekt latte, który dostrzegłam w swoich wyliczeniach? A jednak właśnie o to chodziło, ale w szerszym sensie. Wypijana przeze mnie kawa, kubki, w których w pośpiechu wynosiłam ją z kawiarni – to wszystko składało się na znacznie większy efekt, którego wcześniej nie rozumiałam.

Zobaczyłam stos papierowych kubków, plastikowych łyżeczek, jednorazowych torebek cukru i trafiło do mnie, że jedna moja kawa na wynos to część wielkiego stosu śmieci. Zauważyłam, że to, skąd pochodzi kawa jest istotne, że Fair Trade – zestaw zasad związanych ze sprawiedliwym handlem – może zmienić nastawienie do spożywania ulubionego napoju (nie tylko tego zresztą, także innych produktów).

Jak postanowiłam walczyć z efektem latte

Wtedy właśnie postanowiłam, że zmodyfikuję swoje podejście do picia kawy. Była to pierwsza z sytuacji, w których jasno dotarło do mnie, że minimalizm dla każdego oznacza coś innego, a sposobów na ograniczenie efektu latte jest tyle ile osób poszukujących rozwiązania. Dla wielu może to oznaczać rezygnację z kupowania kawy w kawiarni.

W moim przypadku jest to przede wszystkim unikanie zamawiania kawy na wynos ze względu na ilość wytwarzanych śmieci, jeśli jednak ktoś nie chce rezygnować z kawy na wynos, a ograniczyć swój wpływ na środowisko, wciąż może sięgnąć po kubek termiczny lub KeepCup. Drugą sprawą jest wybieranie miejsc, gdzie serwowana kawa ma certyfikat Fair Trade z uwagi na pochodzenie i sposób zakupu towaru.

Ciszyć się filiżanką uczciwej kawy to mała wielka zmiana, którą chcę w swoim życiu widzieć jak najczęściej. Dlaczego uczciwej? Bo porządnie przygotowanej, bo dostarczonej z drugiego końca świata z zachowaniem zasad ludzkiej i biznesowej przyzwoitości, wreszcie uczciwej, bo nie wybiegam z nią jakby mnie barista wyganiał, tylko spokojnie wypijam w kawiarni. Mogę się nacieszyć nie tylko smakiem, ale i wystrojem wnętrza, widokiem z okna albo tym charakterystycznym kawiarnianym gwarem – docenić wysiłek osób zaangażowanych w tworzenie tego miejsca.

Espresso u Stafano czyli więcej przyjemności i więcej oszczędności

Poczyniłam jeszcze jeden krok, do którego zachęciła mnie wizyta u Stefano – gospodarza wynajmującego naszej trzyosobowej rodzinie swoje mieszkanie przez airbnb. Akcja dzieje się w styczniu 2014 roku. Mediolańskie mieszkanie Stefano jest zlokalizowane w zabytkowej kamienicy i – w przeciwieństwie do gospodarza – chłodne. To strefa bez kawy instant, o czym Stefano informuje nas tuż po przekroczeniu progu.

Malując mapę mieszkania z lokalizacją poszczególnych sprzętów, wskazuje klasyczną kawiarkę Bialettiego i puszkę z kawą. Mamy mieć czas na dobrą kawę, tłumaczył, na odmierzenie kolejnych łyżeczek i parzenie. Bez patrzenia na zegarek. Żadne kawy na wynos w papierowych kubeczkach, żadne szybkie neski. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: wiesz, że jesteś we włoskim mieszkaniu, kiedy liczba filiżanek do espresso przekracza liczbę kubków. Tu jest dobra kawa i cały czas na świecie, by się nią delektować.

Kawa instant gości w naszym mieszkaniu tylko podczas wizyt mojej mamy. Nie ma jej jednak na liście zakupów. Idąc dalej za myślą Stefano, na co dzień przyjaźnię się z przywiezioną z Włoch kawiarką – jasne, mogłam ją kupić w Warszawie, ale czuję, że razem z nią przywiozłam do Polski słowa Stefano.

Na kawę po prostu znajduję czas i mam poczucie, że bilans tych wszystkich przygód, przemyśleń i poszukiwań wyszedł na plus. Dzięki świadomości istnienia efektu latte przytomniej spoglądam na wiele drobnych wydatków, odkryłam nowe wymiary minimalizmu, mam swój sposób na cieszenie się kawą w kawiarni. A jak jest u Was?

Podobne posty – zainspiruj się!

Idealna kawa – nieśpieszna, świadoma, naga. Jak to osiągnąć?

Kawa. Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie – poradnik świadomego życia

Agata Szczotka-Sarna